Cutie Heart od Satisfyer – czy połączenie bezdotykowej stymulacji i wibracji faktycznie podbija serca?
Cutie Heart to nie jest moje pierwsze zetknięcie z marką Satisfyer. Właściwie mogę nawet powiedzieć, że mam tyle ich gadżetów w kolekcji, że zastanawiam się, co robić z kolejnymi dołączanymi do nich ładowarkami, jako że jest ona uniwersalna bez względu na rodzaj zabawki. I nie będę ukrywać, miałam wątpliwości, czy są oni w stanie mnie czymś jeszcze zaskoczyć, skoro zarówno ich bezdotykowe jak i wibrujące zabawki są mi już znane. Gdy jednak po raz pierwszy zobaczyłam na żywo Cutie Heart wiedziałam, że muszę je mieć, choćby nie wiem co. Jest to bowiem najbardziej UROCZY gadżet, jaki kiedykolwiek wpadł w moje ręce. A było ich sporo.
Stymulator przyszedł do mnie w pięknym opakowaniu, z dobrze znaną grafiką Satisfyera na wierzchu. Ich pudełka są fabrycznie zamykane, więc kupując gadżet mamy pewność, że nie było ono wcześniej przez nikogo otwierane. W środku znajduje się Cutie Heart, w którym ja zakochałam się, gdy tylko wzięłam je do ręki. W całości jest ono pokryte aksamitnym w dotyku silikonem, który aż zachęca, żeby przesuwać nim po całym ciele. Natomiast delikatny, pudrowy róż dodatkowo dodaje uroku temu przepięknemu masażerowi. Jednak dla osób, którym kolor ten nie do końca przypadnie do gustu, dostępna jest też niebieska wersja.
Pomimo tego, że miałam ochotę postawić ten masażer na półce i po prostu na niego patrzeć, przypomniałam sobie, że warto by było jednak mimo wszystko sprawdzić, jak jego działanie wypada w praktyce. Bo o ile zarówno stymulacja powietrzna jak i wibracja są mi dobrze znane, to jeszcze nie miałam okazji używać ich razem w tym samym czasie. Gdy po raz pierwszy usłyszałam o tym pomyśle, byłam do niego dość sceptycznie nastawiona, jako że doświadczenie nie raz mi pokazało, że gdy producenci gadżetów erotycznych próbują upchnąć w którymś zbyt wiele funkcji, to różnie się to kończy. Bałam się, że przez połączenie dwóch tak odmiennych rodzajów stymulacji, nie będę odczuwać dobrze ani jednej ani drugiej. Jednak już po pierwszej próbie okazało się, że niesłusznie posądziłam Satisfyera o nietrafiony pomysł.
Próbując wytłumaczyć, jakie to było uczucie, gdy obie te funkcje działały na raz, zrobiłabym to w ten sposób: stymulację powietrzną odczuwałam przede wszystkim na środku łechtaczki, podczas gdy wokół niej rozchodziła się wibracja. Wprawdzie przy trzech pierwszych poziomach intensywności ssania wibracja faktycznie prawie całkowicie je przytłumia, jednak po wejściu na wyższe poziomy już jak najbardziej czujemy, że działają na nas dwie zupełnie inne funkcje. Dla mnie było to zupełnie inne doznanie i orgazm nadszedł bardzo szybko. Strzałem w dziesiątkę jest jednak rozwiązanie, które zastosował tutaj Satisfyer – każdą z funkcji możemy sterować oddzielnie. Jeśli więc połączenie ssania i wibracji nie przypadnie wam do gustu, nic nie szkodzi – nadal możecie używać ich niezależnie. Bo pomimo, że mi to połącznie bardzo podpasowało, to nadal największą przyjemność sprawia mi bezdotykowa stymulacja bez żadnych dodatków.
Masażer świetnie układa się w dłoni i bardzo wygodnie mi się go użytkowało, więc oprócz zabaw solo powinien też dobrze sprawdzić się jako dodatek do seksu partnerskiego. Operujemy nim za pomocą trzech przycisków, z których dwa regulują intensywność ssania, a jeden wibracji. Pytaniem, które też sobie zadawałam było to, czy druga połowa serduszka przy włączeniu samej wibracji będzie działać dostatecznie mocno, abym mogła go używać jako niezależnego, wibrującego masażera łechtaczki. I tu niestety nadeszło jedyne rozczarowanie, jakie spotkało mnie przy Cutie Heart. Wibracja jest skupiona przede wszystkim na spłaszczonym boku gadżetu, natomiast na boku sąsiednim jest już dużo bardziej stłumiona. Dlatego jeśli ty bądź twoja partnerka macie bardzo wrażliwą łechtaczkę, to może się okazać ona jak najbardziej wystarczająca, jednak jeśli tak jak ja potrzebujesz mocniejszych bodźców, to może cię czekać rozczarowanie.
Cutie Heart jest w stu procentach wodoodporne, możemy je więc bez żadnych obaw zabrać do wanny bądź pod prysznic. Również czas pracy jest według mnie jak najbardziej wystarczający – jedno ładowanie wystarczyło mi w zupełności na trzy wieczory zabawy. Zwracajcie jednak uwagę na to, że ładowarka magnetyczna Satisfyera może mieć tendencję do tego, aby odczepiać się od gadżetu przy bardzo niewielkim poruszeniu kabla. Dlatego co jakiś czas upewniajcie się, że serduszko na pewno jest w trakcie ładowania – jest to bowiem bardzo nieprzyjemny moment, gdy chcemy zacząć zabawę z naładowanym na maxa gadżetem, a tymczasem okazuje się, że od godziny czy dwóch zabawka się nie ładuje.
Jest takie powiedzenie, żeby nie oceniać książki po okładce. W przypadku Cutie Heart w ogóle się ono nie sprawdza – gadżet oprócz niezwykle pięknego designu oferuje nam niesamowite doznania i długie godziny przyjemności. Już po kilku użyciach znalazł się on u mnie na szczycie hierarchii wśród zabawek Satisfyera i z pewnością na jakiś czas tam pozostanie. Doskonale nadaje się on na prezent dla partnerki, ale przede wszystkim dla samej siebie – zasługujemy na to!